Czujecie ten świąteczny klimat? Widzicie wszechobecne narodowe barwy? Słyszycie gwar ludzi cieszących się z powodu dzisiejszego dnia?
Ja też nie.
Od paru lat w kontekście 11 listopada nie potrafimy rozmawiać inaczej niż pytając co tym razem zniszczą w Warszawie tzw. faszyści i tzw. anty-Polacy. A przecież i jednym, i drugim, a nawet trzecim pozornie chodzi o to samo. Wychodzi jednak wyłącznie wzajemne blokowanie się i oskarżanie kto pierwszy śmiał rzucić kamieniem.
Nawet takie święto potrafi podzielić nas na prawdziwych i udawanych, fanatycznych i nowoczesnych. Chyba już Piłsudskiemu i Dmowskiemu było do siebie bliżej.
My się chyba po prostu nie potrafimy cieszyć. O ile cokolwiek dobrego potrafimy.
Smutne to nasze święto, które powinno być radosne. Powoli jednak powstają fajne inicjatywy - i nie mówię tu tylko o marszach. W Lubuskiem w ramach "Tygodnia Patriotycznego" można było dosłownie przelać krew! W punkcie krwiodawstwa. Fantastyczne :)
A i mnie udało się tchnąć odrobinę uśmiechu w najbliższe mi obchody. Ale może o tym kiedy indziej.
Wiecie, że niepodległość Polski w zasadzie ogłoszono już 7 października 1918? Zrobiła to Rada Regencyjna powołana przez niemieckojęzycznych zaborców i sprawująca tymczasową władzę od drugiej połowy 1917 roku. Miesiąc później powstał pierwszy tymczasowy rząd Daszyńskiego, a po kilku dniach władzę nad wojskiem przejął Piłsudski (to pewnie dlatego takie dziś umiłowanie do parad wojskowych...).
W każdym razie na zakończenie październikowej odezwy do narodu trzech członków Rady napisało:
Polacy! Obecnie już losy nasze w znacznej mierze w naszych spoczywają rękach. Okażmy się godnymi tych potężnych nadziei, które z górą przez wiek żywili wśród ucisku i niedoli ojcowie nasi. Niech zamilknie wszystko, co nas wzajemnie dzielić może a niech zabrzmi jeden wielki głos: Polska zjednoczona niepodległa.Brzmi jak trochę aktualne i dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz